Drodzy Czytelnicy
Dla pierwszego numeru GÓR, wydanego w czasie kalendarzowej zimy 2005/6, wybraliśmy okładkę, która jednoznacznie kojarzy się z tą porą roku. Znalazł się na niej portret Aljaza Anderle, najlepszego bodaj słoweńskiego wspinacza mikstowego. To zarazem zapowiedź naszej "cover story", czyli świetnego materiału o lodowym wspinaniu na Słowenii. Do atrakcyjności artykułu Anderle w wielkim stopniu przyczynił się także debiutujący na naszych łamach znany fotografik wspinaczkowy ze Słowenii, Urban Golob.
Nie jest to jedyny materiał na temat wspinaczki lodowej i mikstowej, jaki przygotowaliśmy w tym numerze. O tej dyscyplinie opowiada również jeden z najbardziej utalentowanych dry-toolowców na świecie, dobrze znany w polskim środowisku wspinaczkowym, Jewgienij Kriwoszejcew. W ciekawym wywiadzie, jakiego popularny Żenia udzielił naszemu pismu, znajdziecie wypowiedzi o rywalizacji na najważniejszych światowych imprezach, poprowadzeniu drogi uważanej za najtrudniejszą drytoolową linię na świecie oraz etycznych zagadnieniach związanych z tą dyscypliną. Typowo "zimowy" charakter mają również materiały o Międzynarodowym Obozie Wspinaczkowym w górach Szkocji oraz pierwsza część cyklu, omawiającego skiturowe wycieczki po Karpatach Wschodnich.
Jednak nie samym śniegiem, lodem i pyłówkami stoją pierwsze GÓRY w 2006 roku. Przede wszystkim wracamy do jednej z ciekawszych dróg poprowadzonych w ubiegłym roku przez polskich wspinaczy poza granicami naszego kraju. Fotoreportaż Bogusława Kowalskiego z wytyczenia Wyjścia z Cienia na peruwiańskim Sfinksie stanowi przykład znakomitego zespolenia treści i zdjęć w jedną, fascynującą i wciągającą opowieść. Nie mam wątpliwości, że mamy do czynienia z artykułem, który znalazłby się w każdym zestawieniu "The Best Of" naszego pisma, obejmującego teksty prezentowane w ciągu ostatnich miesięcy.
Ostatnio często wracamy do coraz popularniejszego wśród naszych turystów górskich i wspinaczy "kierunku wschodniego", czyli gór znajdujących się na terenie byłego ZSSR. Tym razem ten trend reprezentuje reportaż o wejściu na jeden z najpiękniejszych szczytów Kaukazu, Uszbę.
Wreszcie zapowiadany od jakiegoś czasu obszerny materiał na temat kanadyjskiego skalnego raju Squamish. "Yosemite nie ma monopolu na pierwszorzędne granitowe drogi na kontynencie amerykańskim. Squamish w Brytyjskiej Kolumbii może się poszczycić tak samo imponującym zestawem: długimi drogami klasycznymi i hakowymi na Chiefie, tradycyjnymi i sportowymi drogami skałkowymi, a do tego barwną historią eksploracji... " - czytamy we wstępie do dużego artykułu o tym rejonie zamieszczonego w archiwalnym numerze czasopisma "Climbing". Nic dodać, nic ująć. No może dodać, bo autor nie wspomniał o dynamicznie rozwijającym się tam bulderingu... Dla tych, którzy po lekturze tekstów o Squamish, wpiszą ten rejon do swojego wykazu celów na przyszłe sezony, równie atrakcyjne może okazać się inne stosunkowo mało znane u nas miejsce, które przedstawiamy w tym numerze - norweskie wyspy Lofoty. Podobnie jak w przypadku kanadyjskiego "zagłębia wspinaczkowego", udając się w te okolice, trzeba mieć trochę szczęścia do pogody, ale jeśli los się do nas uśmiechnie - użyjmy znanego sloganu reklamowego - satysfakcja gwarantowana. Jestem przekonany, że takiej rekomendacji możemy udzielić także całemu numerowi GÓR.
Piotr Drożdż