Drodzy Czytelnicy
Czytelnik, który zechce nawet pobieżnie zorientować się w czternastoletniej historii magazynu GÓRY, odnotuje wiele zmian, które dokonywały się z numeru na numer. Pojawiali się nowi redaktorzy, współpracownicy, działy i cykle, przeobrażeniom ulegały layout i logo. Jedna wszakże zmiana miała charakter procesu: z roku na rok, z miesiąca na miesiąc polepszała się jakość poligraficzna i edytorska naszego pisma. Nigdy nie mieliśmy wątpliwości, że nie można przecenić tego czynnika w ocenie tytułu przez odbiorcę. W ciągu ostatnich dwóch lat poczyniliśmy kolejne postępy - stopniowo znikały czarno-białe strony, a dzięki zastosowaniu nowych technologii poprawiała się jakość druku. Dziś możemy śmiało powiedzieć, że porównując GÓRY z najbardziej prestiżowymi miesięcznikami outdoorowymi na świecie, nie mamy się czego wstydzić, a wiele opinii świadczy o tym, że wręcz wyróżniamy się in plus. Osiągnięcie takiego poziomu edytorskiego sprawiło, że każdy numer GÓR to nie tylko potężna dawka górskiej literatury i informacji, ale również rozkosz dla oka. Jednak na łamach „normalnego" numeru zdjęcia zawsze „konkurują" z tekstem i redaktor skazany jest na poszukiwanie pomiędzy nimi złotego środka. Dlatego też postanowiliśmy przygotować prawdziwą gratkę dla wszystkich miłośników górskiej i wspinaczkowej fotografii. Już pierwszy rzut oka na okładkę, odmienną od tego, do czego przyzwyczailiśmy Czytelników, zapowiada, że mamy do czynienia w wyjątkowym numerem naszego pisma. Tym razem, trochę z przekory, nie zdobi jej spektakularne górskie zdjęcie, mimo że – a może właśnie dlatego – nieomal każda z prawie setki fotograficznych perełek, które publikujemy na kolejnych stronach pisma, jest wystarczająco efektowna, aby się na niej znaleźć. Zapraszam zatem do prawdziwej fotograficznej uczty, jaką jest smakowanie prac dziewięciu świetnych fotografów, których zaprosiliśmy do GÓR- -skiej Fotoedycji 2005. I chociaż teksty w tym wydaniu naszego pisma można przeczytać w ciągu kwadransa, jestem pewien, że będziecie do niego wracać równie często, a może nawet częściej niż do ulubionych artykułów i opowiadań.
Piotr Drożdż