Drodzy Czytelnicy
"It goes, boys!" - miała ponoć powiedzieć w 1993 roku Lynn Hill po pierwszym klasycznym przejściu Nosa na El Capitanie. Czy jest to dosłowny cytat, czy też słowa te przypisały jej wspinaczkowe magazyny, pozostaje sprawą otwartą. Nie ulega jednak wątpliwości, że było to przełomowe wydarzenie w historii światowej wspinaczki klasycznej, o ile nie jedno z najważniejszych w historii skalnego wspinania w ogóle. Zdjęcia pięknej Amerykanki ozdobiły wówczas okładki magazynów wspinaczkowych (i nie tylko) na całym świecie. Filigranowa pogromczymi Nosa nie spoczęła na laurach i rok później dokonała jeszcze bardziej nieprawdopodobnego wyczynu - poprowadziła klasycznie wszystkie wyciągi najsłynniejszej drogi Ameryki w ciągu 24 godzin. Po raz kolejny świat obiegły zdjęcia z jej przejścia, tym razem autorstwa niemieckiego fotografa, dziś uważanego bodaj za największą sławę fotografii wspinaczkowej, a wówczas znanego już między innymi ze współpracy z Wolfgangiem Güllichem, Heinza Zaka. Dziesięć lat później ten sam fotograf wybrał się na El Capa z inną damą. Co ciekawe, mimo że Heinz miał być w tym przedsięwzięciu jedynie asystentem, to on namówił Steph Davis, bo o niej mowa, do próby klasycznego przejścia drogi na El Capitanie w ciągu 24 godzin. Miał więc okazję fotografować drugą kobietę, która dokonała tego wyczynu. Efektem jego pracy jest także okładka numeru GÓR, które trzymacie w ręku.
Gorąco namawiamy do lektury napisanego przez Steph wspomnienia. Specjalnie dla naszego magazynu Amerykanka, będąca od kilka lat jedną z największych indywidualności nie tylko amerykańskiej sceny wspinaczkowej, zgodziła się także odpowiedzieć na kilka pytań dotyczących swojego wyczynu.
Nie sposób nie wspomnieć także o płycie CD, którą dołączyliśmy do niniejszego wydania GÓR. Wspomniany dodatek to przede wszystkim kolejny, po poprzednim, monograficznym numerze, prezent dla miłośników Tatr. Na CD zamieściliśmy kilkadziesiąt tatrzańskich widoków z opisami. Najeżdżanie kursorem na szczyty, stawy i odkrywanie lub upewnianie się co do ich nazw jest przednią zabawą, a zarazem stanowi świetną lekcję topografii Tatr. W dodatku wśród dziesiątek pięknych panoram, jakie trafiły na płytkę, próżno szukać "oklepanych" i "pocztówkowych" ujęć. Znakomita większość została zrobiona z miejsc poza szlakami turystycznymi, zazwyczaj ze stosunkowo rzadko odwiedzanych przez turystów i wspinaczy szczytów na Słowacji. Sporą część z tych fotografii publikowaliśmy w ciągu ponad dwóch lat w ramach "Kącika tatrzańskiego turysty" (którego kolejne odcinki również zamieściliśmy na płytce). Można się przekonać, że po komputerowym opracowaniu zyskały one zupełnie nowy wymiar. Gorąco zachęcamy do świetnej, "panoramicznej" zabawy w długie jesienne wieczory.
Zawartość CD to jednak nie tylko panoramy, ale również filmy. Na szczególną uwagę zasługuje "Preexpl", będący swoistą zapowiedzią, czy też preludium filmu, który z pewnością stanie się wzorcową wizytówką wspinania w Polsce. Jedenastominutowy filmik po prostu zachwyca dynamiką, montażem i pomysłami realizatorskimi. Serce rośnie, że coś tak oryginalnego i efektownego powstaje w Polsce i o polskim wspinaniu. Jesteśmy pewni, że każdy, kto - z pewnością wielokrotnie - obejrzy film, będzie z niecierpliwością oczekiwał premiery całego materiału. Tę zaś Studio Filmowe Hybryda planuje na Krakowski Festiwal Górski, który odbędzie się w grudniu.
Wróćmy jednak do tego, co można znaleźć w "papierowym" wydaniu wrześniowych GÓR. Nawet przy pobieżnym przerzuceniu numeru, musi się rzucić w oczy ogromna liczba archiwalnych zdjęć. Zdobią one, a jednocześnie są kwintesencją materiałów o górsko-skałkowej "modzie" PRL oraz o butach wspinaczkowych. Niewątpliwie zajmująca lektura tych artykułów, jak również analiza ilustrujących je zdjęć skutecznie przekonują, że w tych szarych czasach nasze środowisko potrafiło się wspiąć na szczyty pomysłowości. Kto wie, czy właśnie z powodu szarości i beznadziei, a może - dzięki buntowi przeciw niej, wspinaczkowa rzeczywistość tamtych lat nie była mniej barwna niż dzisiaj. Mimo że nie zdobiły jej kolorowe windstoppery i gore-texy. Trudno w kilku słowach streścić i zachęcić do lektury wszystkich materiałów, jakie znalazły się w tym numerze GÓR, ale mogę zapewnić, że przygotowaliśmy prawdziwą ucztę. Smacznego!
Piotr Drożdż