Drodzy Czytelnicy
Kiedy pięć lat temu obejmowaliśmy patronat nad wyprawą Kingi Baranowskiej na Cho Oyu, któż mógł się spodziewać, że ta ładna, filigranowa dziewczyna rozpoczyna od tego wyjazdu drogę ku prawdziwej himalajskiej karierze. Wyjątkowo pamiętam moment, kiedy redakcyjny kolega zapytał mnie, czy będziemy, jako GÓRY, firmować ową ekspedycję. Moją pierwszą reakcją było coś w stylu: "Ojej, znowu Cho Oyu?". Nie chodziło mi bynajmniej o represjonowanie wypraw na najłatwiejszy ośmiotysięcznik - po prostu nie mogliśmy publikować co pół roku relacji z wypraw na tę samą górę. (Dziś jest inaczej, bo prawie równoprawnym medium stała się nasza strona internetowa, więc część wypraw otrzymuje patronat goryonline, a bardziej obszerne relacje z tych wyjazdów ukazują się jedynie w Internecie - notabene zachęcam do odwiedzania strony GÓR w nowej, bardziej przejrzystej szacie graficznej!). O naszej pozytywnej odpowiedzi zadecydował fakt, że w Himalaje udawała się kobieta. Mimo sukcesu Kingi na pierwszej wyprawie, przez dłuższy czas nic nie zapowiadało, że dołączy ona do grona najlepszych w historii polskiego himalaizmu kobiecego. Jednak trzy lata później karta się odwróciła i przez ostatnie dwa lata Polka stanęła na kolejnych czterech szczytach ośmiotysięcznych (w tym na dwóch jako pierwsza himalaistka z naszego kraju).
O swojej dotychczasowej himalajskiej drodze Kinga opowiada w osobistym tekście "5 x 8000". Nie mogło zabraknąć oczywiście także relacji z ostatniej wyprawy himalaistki na Manaslu. Sporo Kingi w tym numerze, nic więc dziwnego, że znalazła się także na naszej okładce - jakże innej od tego, co zazwyczaj proponujemy. Standardowa okładka GÓR to zdjęcie akcji, prezentujące wspinacza skałkowego, alpinistę, skiturowca czy trekersa w jego "naturalnym środowisku". Jej głównym bohaterem staje się albo człowiek - wtedy stawiamy na dynamikę, akcję i ekspresję, albo sama natura, w której sportowiec staje się tylko elementem składowym przestrzeni, statystą bądź postacią drugoplanową, dopełniającą jedynie całości. W sporadycznych przypadkach publikujemy również czyste pejzaże. Okładkowe zdjęcie Kingi, stojącej na szczycie Manaslu nie zalicza się do żadnej z tych kategorii. Mimo swojej "amatorskości", ma ono swoisty smaczek - portret został zrobiony na szczycie ośmiotysięcznika, dzięki czemu jest do końca "prawdziwy", pokazuje właśnie TĘ chwilę w życiu himalaistki, których doświadczyła i doświadczy zaledwie kilka. Mamy na nim radość pomieszaną z nutką niepewności, siną z zimna i zmęczoną twarz, "słodkie" miśki (z których jeden był na 4 ośmiotysięcznikach!), a nawet fotografa odbitego w okularach (którego obecność na zdjęciu pogłębia wrażenie uchwyconej chwili). Zwykle praca nad okładką oznacza liczne przymiarki, debaty, wreszcie wybranie dwóch-trzech projektów, które próbnie drukujemy i na podstawie tych tzw. proofów podejmujemy ostateczną decyzję. Tym razem, choć robimy to stosunkowo rzadko, zapytaliśmy o zdanie samą bohaterkę zdjęć. Muszę przyznać, że z pewnym zdziwieniem, ale przede wszystkim z zadowoleniem, przyjęliśmy opinię Kingi, która - podobnie jak my - przychylała się do "szczytowego portretu z miśkami". Mimo że, siłą rzeczy, wygląda na nim najmniej atrakcyjnie jako kobieta... Brawo, Kinga, za brak próżności!
W listopadowych GÓRACH, które swoją premierę mają na kilka dni przed Krakowskim Festiwalem Górskim, tradycyjnie zamieszczamy także materiały na temat głównych gwiazd festiwalu. W tym roku są to Ines Papert i John Bachar. Jako że fenomenalna Niemka często gościła na naszych łamach (nie dalej niż w marcu tego roku zamieściliśmy jej zdjęcie na okładce), skoncentrowaliśmy się na drugim zagranicznym gościu KFG - legendarnym amerykańskim soliście. Mimo że Bachar zapewnił już sobie miejsce w historii sportów wspinaczkowych i zasłynął jako jeden z najodważniejszych oraz najbardziej bezkompromisowych wspinaczy skalnych w historii, jak dotąd próżno było szukać - nie tylko w GÓRACH, ale w całym polskich piśmiennictwie na temat wspinaczki - obszerniejszych tekstów, opisujących jego karierę. Mamy nadzieję, że udało nam się nadrobić tę lukę z nawiązką, bo artykuł biograficzny, który zamieszczamy w numerze, jest jednym z obszerniejszych tego typu opracowań w historii naszego magazynu.
Ostatecznie musieliśmy zrezygnować z kilku podsumowań w serwisach informacyjnych (sezonu w Yosemite oraz osiągnięć polskich skałkowców na Weście), które z braku miejsca przesunęliśmy na ostatni numer w roku. Natomiast, jak zwykle, zadbaliśmy o to, co jest dla nas priorytetem - aby w numerze znalazło się sporo materiałów o wymiarze praktycznym, jak i tych "do poczytania". Pierwszą grupę reprezentują m.in. artykuły o bulderowych ogródkach wokół Madrytu, lodospadach na Słowacji, drugą - wspomnienia z przejścia drogi nazywanej "Astromanem Peru" w odległej Dolinie Ishinca, pobytu w Kaukazie oraz następne interesujące opowiadanie w rubryce "Debiuty". Wierzę, że te oraz pozostałe teksty zamieszczone w GÓRACH, wraz z bonusową, potężną dawką okołonarciarskiego materiału opublikowanego w dodanych do głównego wydania GÓRACH Snow, stanowią naprawdę potężną dawkę ciekawej lektury na długie grudniowe wieczory!
Piotr Drożdż
Drodzy Czytelnicy
Tematyka narciarska była obecna na łamach GÓR od początku istnienia naszego magazynu. W ostatnich latach, wraz z rosnącą modą na skituring, proponowaliśmy w porze zimowej kilka stałych działów poświęconych tej - jakże popularnej wśród naszych czytelników - dyscyplinie. Jednak konieczność pogodzenia interesów wszystkich miłośników sportów górskich - wspinaczy skalnych, alpinistów, trekersów i narciarzy - sprawia, że jedna tematyka rzadko dominuje w danym numerze. Nigdy nie mogliśmy więc w pełni rozwinąć naszych "narciarskich skrzydeł" i tym samym wyjść naprzeciw licznym sygnałom od czytelników. Mamy tu na myśli zarówno głosy wspinaczy, którzy informowali nas, że nie mają nic przeciwko dominacji tematyki sportów zimowych w 2-3 wydaniach w roku, jak i zadeklarowanych narciarzy, którzy z kolei twierdzili, że powinniśmy poważnie pomyśleć o "wejściu" w tematykę pozawyciągowego narciarstwa, ponieważ te kilkanaście materiałów publikowanych przez nas w roku bardziej inspiruje i ma większą wartość merytoryczną niż zawartość innych pism narciarskich obecnych na rynku. Sukces dodatku GÓRYtrek, który dołączyliśmy do głównego wydania na wiosnę tego roku, skłonił nas do wyjścia naprzeciw temu zapotrzebowaniu i zaproponowaniu GÓRsnow, które trzymacie w rękach. Mamy nadzieję, że ten magazyn sprawi, iż Wasz spręż przed rozpoczynającym się sezonem będzie jeszcze większy niż zwykle. Do zobaczenia tam, gdzie każdy może zostawić swój ślad!
Redakcja